Jako, że otwarcie sezonu na filcowe broszki już zostało przez mnie obwieszczone... to tym razem prezentuję filcowane na sucho róże :)
Jakoś tak się złożyło, że zamieniłam ostatnio igłę do sutaszu na igłę do filcowania. Ale nie na dobre, ani nie na długo! Po prostu pracuję nad kilkoma większymi sutaszami, które zabierają mi sporo czasu, energii i weny twórczej, nie mówiąc już o cierpliwości. Nawet, jeśli siadam do pracy, to spoglądam na wszystkie zgromadzone materiały i popadam w przygnębienie, uświadamiając sobie ilość pracy, jak mnie jeszcze przy nich czeka. Zazwyczaj posutaszuję przez godzinę i zwracam duszę i oczy ku czemuś prostszemu, szybszemu... I tak tym razem padło na filcowane broszki-róże. Pierwsza czerwona, bo odwykłam od filcowania i przewidywałam krwawe paluszki - na szczęście niepotrzebnie ;-)
I w wersji beżowej....
...oraz amarantowej:
No i na koniec zdjęcie grupowe:
Nie wiem dlaczego ale właśnie ta czerwona przypadła mi do gustu. Śliczna, jak żywa :).
OdpowiedzUsuńwww.swiatsutaszu.blogspot.com
Mnie również czerwona się podoba najbardziej :) Może dlatego, że pierwsza...?
UsuńPozdrawiam!
Nie mogę się doczekać Twoich sutaszowych prac:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Cię nie rozczaruję... :)
UsuńPiękne są wszystkie, ale czerwona jest najładniejsza dla mnie;)
OdpowiedzUsuńChyba ta czerwień ma w sobie coś magnetycznego... ;-)
Usuńczerwona śliczna.. czekam na duże sutaszowe dzieła:) a sama też tak mam.. że sutasz odkładam po godzinie..dwóch i robię coś innego.. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj, chyba zacznę się stresować, że "duże" dla mnie może być rozczarowująco "niewielkie" dla innych ;-)
UsuńCieszę się, że jeszcze ktoś przejawia takie symptomy, jak ja :-D To mnie trochę pociesza, że nie jestem osamotniona w swoich zmaganiach z sutaszem, lenistwem i okresowymi ubytkami weny.
Pozdrawiam!